W górach nie ma łatwej pracy


Według ocen fachowców 18-20% drewna pozyskiwanego w lasach górskich Europy kwalifikuje się do zrywki podwieszonej z wykorzystaniem kolejek linowych. Jednak z praktyki wynika, że metoda ta stosowana jest jedynie na powierzchni 3% tych lasów. Warto dodać, że w Polsce aktualnie „pracują” tylko cztery kolejki linowe LARIX czeskiej produkcji. Jedna z nich jest na stałym etacie w Nadleśnictwie Cisna.

Ogólna powierzchnia lasów tego nadleśnictwa wynosi 20 157 ha, położonych w samym sercu Bieszczadów, w najdalej wysuniętym na południe skrawku Bieszczadów, w dorzeczu Solinki i Wetliny. Na mocy zarządzenia Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych z dniem 1 stycznia 2010 r. nastąpiło połączenie dotychczasowych Nadleśnictw Cisna i Wetlina, po których obszar leśny Wetliny stał się drugim obrębem leśnym Nadleśnictwa Cisna.

Przyjrzyjmy się codziennym problemom gospodarki leśnej w tych trudnych warunkach górskich.

Według relacji właściciela kolejki Edwarda Grudzińskiego, przedsiębiorcy leśnego, którego firma SILVEG z Wetliny działa w Bieszczadach blisko 20 lat: „Las należy traktować jak żywy organizm, nie sztuka pozyskać i zerwać drewno, ale nie pozostawić po sobie krajobrazu jak na poligonie”. Wyraźnie podkreśla on, że z racji tylko 5 takich kolejek linowych w Polsce, wszystkie prace są cały czas „na cenzurowanym”. Według jego relacji opłacalność wykorzystania kolejki jest wówczas, jeśli w ciągu miesiąca zrywką obejmie się 400 metrów sześciennych drewna. Pamiętać trzeba jednak, że czynniki pogodowe mają tu duże znaczenie, stąd też najczęściej w miesiącu jest kilkanaście takich korzystnych dni.

Z perspektywy lat można stwierdzić, że szczególnie w górach istotne jest doświadczenie, a kolejka linowa LARIX 3T jest sprzętem z tzw. „górnej półki”. Tu nie wystarczy prawo jazdy na ciągnik rolniczy, a nawet doświadczenie zdobyte przy obsłudze skiddera. Tu samo przejście szkolenia to za mało, trzeba jeszcze w tych ekstremalnych warunkach, zwłaszcza w jesienno-zimowych, sprawdzić swe praktyczne umiejętności. Zgodnie ze słowami leśniczego Leśnictwa Stare Sioło Kazimierza Fursa inaczej zrywa się sosnę o szorstkiej korze, a inaczej buka z gładką korą. A do tego przy krzywiznach kłód buka od razu ze zrywki półpodwieszonej robi się zrywka wleczona. W Bieszczadach przeważa surowiec liściasty, a więc trudny do zrywki. 50% jego masy to gałęzie, nie tak jak na nizinach, gdzie nawet 90% tkwi w strzałach sosen.

W historii gospodarki leśnej Bieszczadów był okres, kiedy znaczna liczba roślinożerców powodowała duże szkody w uprawach i młodnikach. Wtedy i tu rozstrzygnąć należało zasadniczą kwestię: grodzić czy nie grodzić? Leśnicy tego terenu znaleźli metodę tzw. „placówek jodłowych”. Polegała ona na stworzeniu swoistych grup 17 szt. jodły (do 400-600 placówek na 1 hektarze, każda o powierzchni 4 metrów kwadratowych), które stanowiły skuteczny sposób wprowadzenia jodły w warunkach bieszczadzkich. Stanowi to nawiązanie do dawnej metody dębowych placówek Prof. Stanisława Szymańskiego. W przypadku dębu  metoda ta służyła wyprowadzeniu prostych egzemplarzy, gdy w zastosowaniu do jodły służy przede wszystkim ochronie części drzewek spośród grupy placówkowej. Zewnętrzne jodełki pełnią funkcję swoistego „talerzyka deserowego” dla zwierzyny, natomiast środkowe egzemplarze drzewek zostają bezpieczne. Skuteczność tej metody ma dodatkowy walor również ekonomiczny. Na podstawie wieloletnich doświadczeń obecnie zalecana liczba egzemplarzy na placówce spadła do dziewięciu.

“Trybuna Leśnika” nr 9/2011 W górach nie ma łatwej pracy